Gdy rano się obudziłem, to poczułem czyjś dotyk na moim
boku, a poza tym było mi ciepło, nie tak jak zwykle, zwykle budziłem się
chłodny, teraz było odwrotnie.
Ktoś za mną leżał i mnie obejmował, byłem tego pewny.
Teraz pytanie kto to i czy od razu atakować czy najpierw
zobaczyć co to za osobnik. Muszę jednak przyznać, że ten dotyk był bardzo przyjemny.
A jeśli to ktoś z tych gości z wczorajszej „imprezy”? Która
nawiasem mówiąc wkurwiła mnie niemiłosiernie, a jeśli to mój braciszek? Pewnie
robi sobie żarty… Po co Kagetora w ogóle go zaprosił? Dostałem tylko po
mordzie, chociaż Jun też oberwał…
Wtedy ten ktoś poruszył się i bardziej się we mnie wtulił,
przyciskając twarz do mojej szyi, przeszły mi ciarki po plecach, to było takie przyjemne…
Ale nie mogę się rozczulać. Odwróciłem lekko głowę i ujrzałem niebieską
czuprynę.
Kagetora! Mogłem się kurwa tego spodziewać!
- Kagetora, puść mnie pókim dobry.- warknąłem.
On zamruczał cicho i jeszcze bardziej mnie ścisnął.
- Kagetora!- krzyknąłem.
Wtedy chłopak się chyba obudził, otworzył oczy i uśmiechnął
się do mnie głupkowato.
- Dzień dobry~! Jak
się spało?
- Źle, puść mnie, wiesz co by twój ojciec na to powiedział?
- Co mnie obchodzi mój ojciec?
- Też racja.- mruknąłem i wyplątałem się z jego objęć.
Wstałem i zajrzałem do szafy by coś wybrać. Chłopak rozłożył
się na całym łóżku.
- Dla mnie tam możesz zostać w bokserkach.
- Jasne, lecę pędzę.- mruknąłem i poszedłem do łazienki się
naszykować.
Potem poszedłem do kuchni, o dziwno panował wszędzie idealny
porządek, czyżby… Czyżby Kagetora posprzątał? Zrobił to dla mnie? Nie wierzę.
Postanowiłem mu się jakoś odwdzięczyć, za ten porządek,
przyrządziłem śniadanie, sądzę, że naleśniki wystarczą, dla siebie jeszcze
zrobiłem mocną kawę, a dla chłopaka kakao, wyglądał mi na takiego który je
lubi.
Poszedłem ze śniadaniem do swojej sypialni, nie miałem
zwyczaju tam jeść, ale mogę zrobić wyjątek, ten jeden raz…
Niebieskowłosy nadal leżał rozwalony na całym wyrku, a gdy
ujrzał naleśniki to wręcz podskoczył z radości. Usiadłem koło niego i
zaczęliśmy jeść.
- Żeby nie było to za to, że w moim domu jest porządek.
- Ha! Wiedziałem, że będziesz zadowolony!
- Po co ty w ogóle ich tu sprowadziłeś, co?
- Chciałem żebyś się jakoś rozerwał! Sztywny jesteś jak
plastikowe pudełko, chociaż bić się umiesz.
- Nie jestem sztywny!- oburzyłem się.- Umiem się bawić!
- Ta, jasne, kiedy ostatnio byłeś na imprezie? Kiedy miałeś
ostatnio dziewczynę, co?
- Ja… Eee… No… Nie miałem na to czasu, byłem zajęty nauką, a
potem pracą.
- Wiesz co? Szkoda mi ciebie.- uśmiechnął się i pocałował
mnie w policzek.
Nie wiedziałem za bardzo jak na to zareagować, bardzo mi się
to podobało, no bo cóż było przyjemne, ale ja was błagam, to facet! I do tego
syn mojego szefa! Przecież tak nie może być!
- Bez takich mi tu.- wytarłem policzek i zacząłem sączyć
kawę.
Po zjedzeniu, poszedłem pozmywać, w tym czasie, Kagetora
miał się przebrać i na szczęście się przebrał. Trzeba by się było zabrać za
pracę prawda? Tylko od czego zacząć? Nauczyć go zarządzania firmą czy może
wypytać z matmy, historii czy może zrobić sprawdzian z angielskiego?
No nie… Ja się do tego kompletnie nie nadaję, nie potrafię
być niańką!
Nie dałem jednak po sobie poznać że jestem w rozterce
usiadłem do biurka, założyłem okulary, bo no cóż, trzeba dbać o wzrok i
zacząłem przeglądać papiery. Może przyjdzie mi jakiś pomysł?
Niebieskowłosy zainteresował się tym co robię, zajrzał mi
rzez ramię i przeciągle westchnął.
- No wiesz ty co… Nawet w sobotę pracujesz?
- Jaką sobotę?- spojrzałem na niego.- Dzisiaj jest piątek…
- Nie-e, sobota. S-O-B-O-T-A.- wyliterował mi prosto do
ucha.
Odruchowo odsunąłem głowę.
- Naprawdę jest sobota? A która godzina?
- Jedenasta, a przynajmniej coś koło tego…
- O cholera.- wyjąłem komórkę z kieszeni i upewniłem się, że
jest ten dzień i ta godzina.- Musze jechać do rodziców, obiecałem im, że
przyjadę na obiad.
- Moogę jechać z tobą?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, naprawdę chce jechać ze
mną do rodziców? Serio?! Moja mam się pewnie ucieszy, że mam nowego kolegę,
tata też będzie zadowolony, Jun będzie się śmiał, tak jak zwykle i na pewno mi
przyłoży.
Ale z drugiej strony to może być dobra lekcja dla Kagetory, może
jak zobaczy jak żyją nie bogaci ludzie to może odklei mu się jakaś klapka czy
coś i zmądrzeje?
- No dobra… Chodźmy.
Poszliśmy do przedpokoju i ubraliśmy buty i kurtki, wyjąłem
z szafki dwa kaski i jeden podałem chłopakowi.
- nie wiedziałem, że masz motor.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- uśmiechnąłem się i
wyszliśmy.
Nie jechaliśmy długo, przez całą drogę Kagetora przytulał się
do mnie jak najmocniej umiał, w pewnym momencie nie mogłem oddychać, on jest naprawdę
silny!
Wdrapaliśmy się na czwarte piętro i stanęliśmy przed
drzwiami mojego byłego miejsca zamieszkania i obecnego moich rodziców… I Jun’a
(oby go nie było w domu).
- Zachowuj się, błagam cię.- i otworzyłem drzwi kluczem.
Weszliśmy do przedpokoju i zaczęliśmy się rozbierać.
- Cześć mamo!- krzyknąłem.- Przyprowadziłem kogoś ze sobą.
- To cudownie Eizo!- mama odkrzyknęła z kuchni z której leciał
przyjemny zapach.
Na razie odbyło się bez bójki i Jun'a chyba nie było w domu,
tak myślałem dopóki nie dostałem w tył głowy. Poleciałem do przodu i wyrżnąłem
na podłogę.
- Witaj kurduplu!
- Zamknij się Jun, idź jakąś dziwkę wyrwać, albo sam sobie
idź zarobić w burdelu.
- A myślałem, że to twoja robota!- zaśmiał się i wylądował
na podłodze, bo podciąłem mi nogi.
- Ah jaka braterska miłość jest piękna.- Kagetora westchnął.
- To nie miłość, to nienawiść.- stwierdziłem, podniosłem się
i kopnąłem blondyna najpierw w brzuch a potem w twarz.
Otrzepałem ręce i pokazałem gdzie iść niebieskowłosemu, już
ruszałem za nim gdy brat złapał mnie za włosy i zaczął uderzać moją głowa o
ścianę.
- Jun zostaw go!- najpierw myślałem, że to mama, ale potem,
gdy zostałem uwolniony okazało się, że to Kagetora.- Nie bijcie się chociaż
dzisiaj.
Jun popchnął mnie do tyłu i bez słowa ruszył do salonu.
Roztarłem dłonią obolałe miejsce i uśmiechnąłem się czuło do Kagetory.
- Dziękuję ci.- naprawdę byłem mu wdzięczny.
Czy… Czy ja go lubię? Tak wiecie… Lubię, że lubię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz