czwartek, 7 listopada 2013

Od Eizo: 5. Sobota?

Gdy rano się obudziłem, to poczułem czyjś dotyk na moim boku, a poza tym było mi ciepło, nie tak jak zwykle, zwykle budziłem się chłodny, teraz było odwrotnie.
Ktoś za mną leżał i mnie obejmował, byłem tego pewny.
Teraz pytanie kto to i czy od razu atakować czy najpierw zobaczyć co to za osobnik. Muszę jednak przyznać, że ten dotyk był bardzo przyjemny.
A jeśli to ktoś z tych gości z wczorajszej „imprezy”? Która nawiasem mówiąc wkurwiła mnie niemiłosiernie, a jeśli to mój braciszek? Pewnie robi sobie żarty… Po co Kagetora w ogóle go zaprosił? Dostałem tylko po mordzie, chociaż Jun też oberwał…
Wtedy ten ktoś poruszył się i bardziej się we mnie wtulił, przyciskając twarz do mojej szyi, przeszły mi ciarki po plecach, to było takie przyjemne… Ale nie mogę się rozczulać. Odwróciłem lekko głowę i ujrzałem niebieską czuprynę.
Kagetora! Mogłem się kurwa tego spodziewać!
- Kagetora, puść mnie pókim dobry.- warknąłem.
On zamruczał cicho i jeszcze bardziej mnie ścisnął.
- Kagetora!- krzyknąłem.
Wtedy chłopak się chyba obudził, otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie głupkowato.
-  Dzień dobry~! Jak się spało?
- Źle, puść mnie, wiesz co by twój ojciec na to powiedział?
- Co mnie obchodzi mój ojciec?
- Też racja.- mruknąłem i wyplątałem się z jego objęć.
Wstałem i zajrzałem do szafy by coś wybrać. Chłopak rozłożył się na całym łóżku.
- Dla mnie tam możesz zostać w bokserkach.
- Jasne, lecę pędzę.- mruknąłem i poszedłem do łazienki się naszykować.
Potem poszedłem do kuchni, o dziwno panował wszędzie idealny porządek, czyżby… Czyżby Kagetora posprzątał? Zrobił to dla mnie? Nie wierzę.
Postanowiłem mu się jakoś odwdzięczyć, za ten porządek, przyrządziłem śniadanie, sądzę, że naleśniki wystarczą, dla siebie jeszcze zrobiłem mocną kawę, a dla chłopaka kakao, wyglądał mi na takiego który je lubi.
Poszedłem ze śniadaniem do swojej sypialni, nie miałem zwyczaju tam jeść, ale mogę zrobić wyjątek, ten jeden raz…
Niebieskowłosy nadal leżał rozwalony na całym wyrku, a gdy ujrzał naleśniki to wręcz podskoczył z radości. Usiadłem koło niego i zaczęliśmy jeść.
- Żeby nie było to za to, że w moim domu jest porządek.
- Ha! Wiedziałem, że będziesz zadowolony!
- Po co ty w ogóle ich tu sprowadziłeś, co?
- Chciałem żebyś się jakoś rozerwał! Sztywny jesteś jak plastikowe pudełko, chociaż bić się umiesz.
- Nie jestem sztywny!- oburzyłem się.- Umiem się bawić!
- Ta, jasne, kiedy ostatnio byłeś na imprezie? Kiedy miałeś ostatnio dziewczynę, co?
- Ja… Eee… No… Nie miałem na to czasu, byłem zajęty nauką, a potem pracą.
- Wiesz co? Szkoda mi ciebie.- uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Nie wiedziałem za bardzo jak na to zareagować, bardzo mi się to podobało, no bo cóż było przyjemne, ale ja was błagam, to facet! I do tego syn mojego szefa! Przecież tak nie może być!
- Bez takich mi tu.- wytarłem policzek i zacząłem sączyć kawę.
Po zjedzeniu, poszedłem pozmywać, w tym czasie, Kagetora miał się przebrać i na szczęście się przebrał. Trzeba by się było zabrać za pracę prawda? Tylko od czego zacząć? Nauczyć go zarządzania firmą czy może wypytać z matmy, historii czy może zrobić sprawdzian z angielskiego?
No nie… Ja się do tego kompletnie nie nadaję, nie potrafię być niańką!
Nie dałem jednak po sobie poznać że jestem w rozterce usiadłem do biurka, założyłem okulary, bo no cóż, trzeba dbać o wzrok i zacząłem przeglądać papiery. Może przyjdzie mi jakiś pomysł?
Niebieskowłosy zainteresował się tym co robię, zajrzał mi rzez ramię i przeciągle westchnął.
- No wiesz ty co… Nawet w sobotę pracujesz?
- Jaką sobotę?- spojrzałem na niego.- Dzisiaj jest piątek…
- Nie-e, sobota. S-O-B-O-T-A.- wyliterował mi prosto do ucha.
Odruchowo odsunąłem głowę.                         
- Naprawdę jest sobota? A która godzina?
- Jedenasta, a przynajmniej coś koło tego…
- O cholera.- wyjąłem komórkę z kieszeni i upewniłem się, że jest ten dzień i ta godzina.- Musze jechać do rodziców, obiecałem im, że przyjadę na obiad.
- Moogę jechać z tobą?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, naprawdę chce jechać ze mną do rodziców? Serio?! Moja mam się pewnie ucieszy, że mam nowego kolegę, tata też będzie zadowolony, Jun będzie się śmiał, tak jak zwykle i na pewno mi przyłoży.
Ale z drugiej strony to może być dobra lekcja dla Kagetory, może jak zobaczy jak żyją nie bogaci ludzie to może odklei mu się jakaś klapka czy coś i zmądrzeje?
- No dobra… Chodźmy.
Poszliśmy do przedpokoju i ubraliśmy buty i kurtki, wyjąłem z szafki dwa kaski i jeden podałem chłopakowi.
- nie wiedziałem, że masz motor.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- uśmiechnąłem się i wyszliśmy.

Nie jechaliśmy długo, przez całą drogę Kagetora przytulał się do mnie jak najmocniej umiał, w pewnym momencie nie mogłem oddychać, on jest naprawdę silny!
Wdrapaliśmy się na czwarte piętro i stanęliśmy przed drzwiami mojego byłego miejsca zamieszkania i obecnego moich rodziców… I Jun’a (oby go nie było w domu).
- Zachowuj się, błagam cię.- i otworzyłem drzwi kluczem.
Weszliśmy do przedpokoju i zaczęliśmy się rozbierać.
- Cześć mamo!- krzyknąłem.- Przyprowadziłem kogoś ze sobą.
- To cudownie Eizo!- mama odkrzyknęła z kuchni z której leciał przyjemny zapach.
Na razie odbyło się bez bójki i Jun'a chyba nie było w domu, tak myślałem dopóki nie dostałem w tył głowy. Poleciałem do przodu i wyrżnąłem na podłogę.
- Witaj kurduplu!
- Zamknij się Jun, idź jakąś dziwkę wyrwać, albo sam sobie idź zarobić w burdelu.
- A myślałem, że to twoja robota!- zaśmiał się i wylądował na podłodze, bo podciąłem mi nogi.
- Ah jaka braterska miłość jest piękna.- Kagetora westchnął.
- To nie miłość, to nienawiść.- stwierdziłem, podniosłem się i kopnąłem blondyna najpierw w brzuch a potem w twarz.
Otrzepałem ręce i pokazałem gdzie iść niebieskowłosemu, już ruszałem za nim gdy brat złapał mnie za włosy i zaczął uderzać moją głowa o ścianę.
- Jun zostaw go!- najpierw myślałem, że to mama, ale potem, gdy zostałem uwolniony okazało się, że to Kagetora.- Nie bijcie się chociaż dzisiaj.
Jun popchnął mnie do tyłu i bez słowa ruszył do salonu. Roztarłem dłonią obolałe miejsce i uśmiechnąłem się czuło do Kagetory.
- Dziękuję ci.- naprawdę byłem mu wdzięczny.
Czy… Czy ja go lubię? Tak wiecie… Lubię, że lubię…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz