Jak tylko weszliśmy do mieszkania braciszkowie zaczęli się bić. Przez chwilę może to i było zabawne, ale jak Jun zaczął walić głową Eizo o ścianę, to nie wytrzymałem. Przerwałem ich głupią zabawę.
- Nie bijcie się chociaż dzisiaj... - Jun bez słowa poszedł do salonu, zostawiając nas samych.
- Dziękuję ci. - powiedział Eizo.
- Jasne. A teraz chodź, bo coś tam nieziemsko pachnie. - Weszliśmy do kuchni. Mama Eizo przygotowała jakiś pysznie wyglądający gulasz z mięsem wołowym... Na nasz widok zaprzestała gotowania i podeszła do nas. Najpierw przytuliła się do Eizo...
- A ty jesteś? - Spytała z uśmiechem.
- Kagetora Shiga. - powiedziałem i ucałowałem ją w rękę. - Miło mi poznać. - posłałem jej swój najbardziej uroczy uśmiech. Kobieta lekko się zaczerwieniła i zaśmiała.
- Midori Saito, mi również jest miło. Eizo gdzie ty go ukrywałeś? Taki dżentelmen... - Powróciła do gotowania, a my poszliśmy do salonu. Stół już był przygotowany. Eizo od razu zajął miejsce. Usiadłem obok niego i Juna... może nie będą się dzięki temu bić. Po kilku chwilach do pokoju weszła pani Midori z wielkim garem jedzenia. Eizo chciał wstać i pomóc, ale go uprzedziłem.
- Ja to wezmę. - powiedziałem z uśmiechem. Może i jestem, jaki jestem, ale nikt mi nie może zarzucić, że nie mam dobrych manier... W końcu wszystkie moje macochy szkoliły mnie w tym. Nie pytajcie jaka mordęga to była dla mnie... W każdym razie wiem jak zachowywać się w określonym towarzystwie.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - zapytałem gospodyni.
- Jakbyś mógł? Popilnuj chwilę ziemniaków... Ja pójdę po swojego męża. - Kobieta wyszła z kuchni. sprawdziłem ziemniaki... Na moje oko, został im jeszcze z dwie minuty. Wtedy przyszedł Eizo.
- Nieźle grasz. - Powiedział.
- A co myślałeś, że wszystko zacznę rozwalać? Potrafię się zachować. - warknąłem obrażony. - Pomóż mi z tymi ziemniakami... Nigdy nie zajmowałem się czymś takim... - Chłopak podszedł i zaczął odcedzać ziemniaki do zlewu. Szczerze... nie wychodziło mu to najlepiej... Złapałem go od tyłu i pomogłem.
- Weź łapska! Dam se radę. - Niestety było już za późno. Złapałem jego ręce i pomogłem z utrzymaniem ziemniaków w garnku.
- Ładnie pachniesz wiesz? - powiedziałem wtapiając się w jego ciało. W tym momencie usłyszałem trzask rozbijającego szkła. Przeniosłem wzrok w pobliże drzwi. Stała w nich pani Midori... miała szeroko otwarte oczy, a obok niej leżały szczątki... bodajże szklanki. Gdy zdałem sobie sprawę w czym rzecz odskoczyłem od Eizo i uśmiechnąłem się głupio.
- Pomogę posprzątać... ukucnąłem i zacząłem zbierać potłuczone szkło. Nagle poczułem, że coś mnie podnosi do góry...
- Przestań, pokaleczysz się. - Wyglądał na wyjątkowo spokojnego... Jago matka, pewni w tej chwili uważała go za homo-nie-wiadomo, a on sobie nic z tego nie robił?
***
- Synu... Czy to prawda... to co matka powiedziała? - tak własnie zaczął się wykład Yoshidy Saito, mężczyzny który spłodził Eizo... Staliśmy na środku salonu, przed stołem. Na krześle siedział ojciec, a obok niego stała matka Eizo. Wyglądała na zdruzgotaną, bo obgryzała sobie paznokcie. Po drugiej stronie stołu siedział Jun... a raczej leżał... Prawie pokładał się ze śmiechu.
- Nie... znaczy prawda, ale to nie tak jak wygląda... Przecież.. No, ale... ja z nim!?- Chłopak nie wiedział jak się wysłowić... Nie wiem czemu, ale trochę mnie to zabolało... Czemu to niby takie niemożliwe? Lekko mnie zdenerwował... Może czas się zabawić?
- Ranisz Eizuś! - zrobiłem smutną minkę. - Rozmawialiśmy o tym! Może to czas, żeby w końcu o tym powiedzieć!? - Troszkę za bardzo się wydarłem, ale pomińmy to... Zerknąłem na wszystkich zgromadzonych. Wszyscy jakby stanęli w czasie. Yoshida siedział wpatrzony w nas z wyrazem koncentracji w oczach, pani Midori zasłoniła usta ręką, a Jun przykucną na krześle z krzywym uśmiechem.
- Przestań... o niczym nie rozmawialiśmy. Pogarszasz tylko sprawę. - Eizo schował głowę dłonie. - To chyba jakiś pieprzony żart. - szepnął tak, że tylko ja to usłyszałem. Ale to jeszcze nie koniec!
- Dobrze... ty nie chcesz... to ja to powiem. - Odchrząknąłem. - Pani Midori, Panie Yoshida, Jun... Ja i Eizo... - Tu złapałem go w pasie i przytuliłem do siebie. - Jesteśmy razem.
- Co ty pieprzysz!? - Krzyknął na mnie Eizo i zaczął wymachiwać rękami na wszystkie strony. Złapałem jego niezgrabne dłonie, i pocałowałem go przy wszystkich... No, no... To będzie ciekawe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz