niedziela, 10 listopada 2013

Od Eizo: 7. To może jednak chcę..

Boże ja go chyba zabiję! Co on zrobił?! Wiedziałem, że coś odpierdoli, ale, że to?! Co sobie teraz rodzice o mnie myślą… Jak mi spieprzył całe życie to zrobię mu krzywdę, naprawdę.
Odepchnąłem Kagetore od siebie i spojrzałem prosto w oczy rodzicom.
- Mamo, tato… To nie tak, on… On sobie robi głupie żarty…
- Eizo, ale chyba wiemy co widzieliśmy prawda?
Spojrzałem na Jun’a który cały czas się śmiał, teraz będę miał jeszcze gorzej.
- Eizuś dlaczego nie chcesz się do tego przyznać?- niebieskowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Zamknij mordę! Już za dużo powiedziałeś!
- Eizo!- skarciła mnie matka.- Jak ty się odzywasz?! Zachowuj się!
- Tak, mamo.- spuściłem głowę, nie miałem już czym się bronić.
Usłyszałem westchnięcie ojca, zawsze starałem się mu zaimponować, chciałem by był ze mnie dumny, a ten głupek zepsuł to wszystko w jednej chwili.
- Eizo, jesteś moim synem i cię kocham, wiesz o tym prawda?- przytaknąłem ruchem głowy, nadal patrząc się na podłogę.- Dla mnie i dla mamy najważniejsze jest to, byś był szczęśliwy, a jeśli jest ci dobrze z Kagetorą to my to w pełni akceptujemy.
Poczułem że chłopak znów mnie przytula i całuje w szyję.
- Widzisz Eizo? A ty się tak martwiłeś.
Tego było za wiele, odepchnąłem go, nie patrząc na rodziców pobiegłem do przedpokoju, wziąłem kurtkę, kask i wyszedłem trzaskając drzwiami.
Jak ja niby im teraz spojrzę w oczy? Nie wiem czy prawdą było, to co mówił mój tata. Ciężko to określić.
Wiem na pewno, że będę miał teraz jeszcze gorsze życie, nie chodzi mi tu o rodzicach, bo tak czy siak będę im dalej pomagał finansowo, mam na myśli Jun'a. On to wszystko słyszał, śmiał się i pewnie będzie gorzej. 
Wsiadłem na motor, założyłem kask i po prostu pojechałem do domu.
Po głowie cały czas chodziły mi pytania, dlaczego on to zrobił, czy specjalnie chciał mnie poniżyć? Może nie wiedział, że w takiej rodzinie jak moja wieść o tym, że syn jest gejem jest hańbą? 
/Nie tłumacz go./ warknąłem w myślach. /Nie wybaczę mu tego, nie wybaczę na pewno, zacznę już pisać wypowiedzenie./

***

Pojechałem do domu okrężną drogą więc byłem w nim o 15:00. Od razu gdy wszedłem do środka, po rozebraniu się z kurtki usiadłem do laptopa i zabrałem się za pisanie wypowiedzenia. Byłem tak wkurwiony, że nie mogłem sklecić sensownego zdania, pisałem bluzgi i wykrzykniki. Skończyło się na tym, że zamknąłem laptopa z hukiem i poszedłem do kuchni wziąć leki na uspokojenie. Połknąłem dwie pastylki i popiłem szklanką wody. 
Matko jedyna, zaraz oszaleję, on mi rozjebał całe życie, na pewno mu nie wybaczę, na pewno!
Zadzwonił dzwonek do drzwi, odstawiłem mocno szklankę na blat (cud ze nie pękła) i poszedłem je otworzyć.
W wejściu stał uśmiechnięty Kagetora, z moim kaskiem w ręku.
- Spierdalaj.- zabrałem mu kask.- Jutro wyślę twojemu ojcu wypowiedzenie.- chciałem zamknąć drzwi, ale on je zatrzymał. 
- Co ty robisz?! Wyłaź bo zadzwonię na policję! Spieprzyłeś wszystko.
- Już nie przesadzaj, nie są na ciebie źli, wręcz odwrotnie, martwili się czy się nie rozbijesz na tym motorze.
- Nie przesadzam! Nie będę miał teraz życia!
- Jak to nie będziesz?- zamknął drzwi, złapał mnie za nadgarstki, tak mocno, że wypuściłem kask. Przyparł mnie do ściny i pocałował w policzek.- Mogę ci pomóc jak chcesz.
- Nie chce.- próbowałem się wyrwać, ale Kagetora był na prawdę bardzo silny.
Chłopak brutalnie wpił się w moje usta, rozlała się we mnie fala gorąca i myślałem, że zaraz się rozpłynę, przestałem się wyrywać i maksymalnie się rozluźniłem, to na pewno przez te leki.... Pozwoliłem też by jego język wdarł się do moich ust i łapczywie tańczył taniec z moim.
/Może jednak mu wybaczę?/ przemknęło mi przez myśl.
W końcu Kagetora przerwał by nabrać powietrza, zlizał z mojej brody strużkę śliny i uśmiechnął się szeroko.
Na moją twarz wylał się wielki rumieniec, odwróciłem wzrok.
- To może jednak chce twojej pomocy....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz