niedziela, 24 listopada 2013

Od Kagetory: 10. Wstydzisz się mnie?

Przytuliłem go do siebie. Czułem jak jego klatka piersiowa miarowo obija się o moją. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Nie byłem zdolny obdarzyć kogokolwiek uczuciem... no nie licząc Hime, ale to moja siostra, więc to raczej miłość platoniczna. Do Eizo czułem coś czego jeszcze nigdy nie doznałem. Nie wiem czy to dobre uczucie, ale wiem, że bardzo silne. W tej chwili, kiedy nasze ciała się stykały, wiedziałem, że nie chce go nikomu oddać. Chce żeby był mój na zawsze... Mogłem się na tym przejechać, bo obydwoje byliśmy facetami, a do tego żaden z nas nie jest gejem... znaczy nie był... Wiedziałem, że jest to dla niego zupełnie nowe doznanie, tak jak i dla mnie. Ale mimo to miałem nadzieję, że mnie nie opuści. Patrzyłem jak Eizo powoli zasypia. Ja miałem z tym problem... Długo biłem się z własnymi myślami, zanim odleciałem do krainy snów. Zasnąłem czując oddech chłopaka na klatce piersiowej. Tak bardzo bym chciał, żeby ta noc trwała wiecznie...

***

Ni stąd ni zowąd usłyszałem śmiech Hime-chan. Na pewno nie miał on nic wspólnego z moim snem, w który dziewczyna nie brała nawet udziału. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że śmiech słyszę w świecie realnym, a nie świecie snów. Rozchyliłem lekko powieki. Leżałem sam w łóżku. Mój kochany grzejniczek zostawił mnie na pastwę losu, pod zimną chropowatą kołdrą. Zlokalizowałem dźwięki w kuchni i leniwie wstałem z łóżka. Włożyłem na siebie czyste bokserki i wyszedłem z pokoju. przeciągając się jeszcze poszedłem w stronę kuchni. Śmiech nasilił się. Zanim dotarłem do celu, po mojej nodze przeszło przyjemne i dobrze mi znane uczucie. Podniosłem ocierającego się o mnie zwierzaka i przytuliłem się do niego. 
- Gdzieś ty był Chimera? - Zapytałem mruczącego mi do ucha kociaka. W końcu wszedłem do kuchni z kotem na piersi. Kiedy tylko Hime mnie zobaczyła przestała się śmiać. Jednak nie na długo, bo zaraz znowu wybuchła, tym razem ze zdwojoną siłą. 
- Co cię tak śmieszy? Mam coś na twarz, czy coś? - Dziewczyna wytarła kąciki oczu, jakby chciała powstrzymać potok szczęśliwych łez. 
- To nic takiego... - powiedziała z uśmiechem na twarzy. Rozejrzałem się po kuchni. Siostrzyczka razem z Eizo piła kawę rozpuszczalną bez mleka. Na stole leżały jeszcze dwa puste talerze, podejrzewał, że po tostach. Spojrzałem na chłopaka.
- Nie mogłeś mnie obudzić? - Eizo pochwycił mój wzrok, przejeżdżając wcześniej po całym moim ciele. Na jego policzkach wyrósł jeden wielki rumieniec. Po chwili schylił głowę i zaczął coś mamrotać pod nosem.
- Co? Nie słyszałem~! 
- Bo... Bo... - Odwrócił jeszcze bardziej głowę. Czemu nie chce na mnie spojrzeć? Aż tak się mnie wstydzi? Złapałem go za podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał.
- Patrz na mnie jak do mnie mówisz... mama cię tego nie nauczyła? - Trochę mnie zdenerwowało jego zachowanie, ale jak zobaczyłem jego słodką czerwoną twarzyczkę, od razu mi przeszło. Uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem.
- Pamiętaj na następny raz. - Przybliżyłem się do niego z zamiarem pocałowania na "dzień dobry", ale on w ostatniej chwili mi uciekł, po raz kolejny odwracając głowę. 
- Hime... - wymamrotał tylko. Puściłem go wściekły.
- Jasne... rozumiem. - Zerknąłem na dziewczynę. Przyglądała nam się uważnie, jakby czekała na kolejną dawkę ploteczek, które można rozpuścić po całej okolicy. Hime była znana z tego typu rzeczy. To była jedyna zła rzecz, jaką można było jej zarzucić... Nikt nie jest idealny, prawda? 
- Hime, słonce... jestem ci wdzięczny, że przyniosłaś Chimerę, ale pewnie masz dużo obowiązków, więc może już pójdziesz? - Dziewczyna zrobiła obrażoną minę. Jak ja tego nie lubiłem... zawsze, chce na mnie wymusić poczucie winy. O nie! Tym razem się nie dam!
- Jakiś ty nie miły... przychodzę specjalnie do ciebie, a ty nawet się ze mną nie przywitasz, a do tego wyrzucasz mnie po pięciu minutach?
- Przykro mi kochanie... mam coś do załatwienia, z tym tu... - Wskazałem głową Eizo, który znowu odwrócił ode mnie głowę.
- Dobra! - Tupnęła złowrogo nogą. - Idę sobie! - Wybiegła z kuchni, żegnając się po drodze z Eizo. Pocałowała go w policzek... Czy ja czegoś nie wiem? Kiedy się tak zbliżyli? Co tu się dzieje?
- Nie daj mu się... - Powiedziała do chłopaka i wyszła z pokoju. Upewniłem się, że wyszła, kiedy zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Wypuściłem Chimerę z objęć. Kot od razu pobiegł w bliżej nieokreślone miejsce. Podszedłem ponownie do Eizo i zmusiłem go żeby odwrócił się w moją stronę. Przyszpiliłem go do blatu swoimi biodrami.
- To teraz możesz mi wyjaśnić, o co chodzi... Aż tak się mnie wstydzisz? - Zapytałem zbolałym głosem.

wtorek, 19 listopada 2013

Od Eizo: 9. Bez końca

Nie wiedziałem czy tego chcę, w pewnym sensie byłem jego opiekunem, a jego ojciec moim szefem, miałem też swoje zasady. No przecież to karygodne! Ja i on?! Co ze mną jest?! Dlaczego ja czuje się tak dobrze?! Nie tak zostałem wychowany!
Ale jednak odpowiedziałem:
- Chce.- jęknąłem czując fale rozkoszy która na nowo do mnie napływała.
To co w tamtym momencie czułem jest nie do opisania, to było ciepło zmieszane z pożądaniem, a przyjemność ze wstydem i słodkością.
Kage przejechał językiem po całym moim torsie i zatrzymał się dopiero na ustach. Moje ręce błądziły po jego plecach i słyszałem jak rozpina swoje spodnie, to był taki ekscytujący dźwięk.
- Wedle życzenia.- uśmiechnął się i poczułem, że włożył we mnie dwa palce i zaczął poruszać.
Najpierw lekko bolało, lecz potem było tylko lepiej.
- Kage, przestań się już bawić.- jęknąłem.
Niebieskowłosy chyba tylko na to czekał, brał to chyba jako potwierdzenie zgody. Położył moje nogi sobie na ramionach i przytrzymując mi biodra wszedł we mnie jednym ruchem.
Krzyknąłem z bólu, a z oczu poleciały mi łzy, nie domyślałem się, że to będzie tak boleć, jednak chce iść dalej, chce więcej.
Chłopak zaczął się powoli poruszać, a ja jęczałem, sądzę że mój wygląd i te odgłosy które wydawałem bardzo pasowały Kagetorze, na twarzy miałem wielkiego rumieńca, a dźwięki starałem się stłumić przygryzaniem ręki. Jednak Kage chyba obczaił jakie miałem zamiary, nadal się poruszając pochylił się nade mną i złapał mocno za nadgarstki, skutecznie powstrzymując je od wędrowania w stronę ust.
Do tego znacznie przyspieszył tępo.
Najpierw próbowałem się powstrzymywać od tych żenujących dźwięków, ale ile można wytrzymywać? To uczucie było tak przyjemne i było mi tak ciepło, że wręcz MUSIAŁEM krzyczeć.
- Kage..! Ja zaraz…!- doszedłem, a biała ciecz rozlała się na jego torsie.
Moje wszystkie mięśnie się spięły, sprawiając chłopakowi jeszcze więcej przyjemności, momentalnie doszedł we mnie wieńcząc to głośnym jęknięciem, a ja znów poczułem mokre przyjemne ciepło w sobie.
Kagetora wyszedł ze mnie i soczyście pocałował.
- To nie koniec.- szepnąłem mu do ucha i przewaliłem go na łóżko.
- Eizo… co ty..?
Zamknąłem mu pysk pocałunkiem, potem zjechałem niżej zlizując gorzką spermę z jego umięśnionego brzucha, aż dziwne, że taka osoba jak on jest tak wysportowana.
W końcu dotarłem do wilgotnego od substancji rozkoszy członka. Oblizałem na jego widok usta, nie wieże, że to mówię bo to do mnie nie podobne, ale smacznie wyglądał i miałem cholerną ochotę to zrobić
Przejechałem po całej długości penisa językiem, a Kage jęknął spinając mięśnie. Uśmiechnąłem się i włożyłem go do buzi, go pieścić, co jakiś czas przerywając na oblizywanie i podgryzanie. Zostawiłem go dopiero gdy miałem pewność, że jest czysty. ^_^
Kagetora usiadł, złapał mnie za włosy i brutalnie zaczął całować, było to dla mnie coś nowego, ciężko się przyznać, ale nie robiłem tego wcześniej z nikim. Naparłem na niego tak by się przewalił.
- To twój pierwszy raz, nie?- uśmiechnąłem się głaszcząc mój policzek.
- Może…- zaśmiałem się.
Przykryłem nas kołdrą i Kagetora przyciągnął mnie przytulając do siebie. Było mi dobrze w jego objęciach, a nawet lepiej niż dobrze, nawet wspaniale lub lepiej wyjątkowo. Wiele bym dał by ta chwila trwała bez końca i by on był tylko mój, a ja jego.

Zaraz potem zamknąłem oczy i ukołysany biciem serca Kage zasnąłem.

niedziela, 17 listopada 2013

Od Kagetory: 8. Na pewno tego chcesz?

Chłopak zarumienił się i odwrócił ode mnie wzrok. I o to właśnie chodziło! Teraz mogę zrobić z nim cokolwiek zechcę! Szczerze myślałem, że trochę dłużej wytrzyma... ale najwyraźniej mój urok działa na wszystkich~!
- To może jednak chce twojej pomocy... - wymamrotał Eizo.
- Słucham? Nie słyszałem~!? - chłopak zerknął na mnie wrogo.
- Chce twojej pomocy! - Krzyknął mi w twarz.
- Nooo... to, to ja rozumiem! Ale to musi zaczekać... - Uśmiechnąłem się do niego i ponownie pocałowałem. Jego usta przyjęły mnie natychmiast. Odwzajemnił mój pocałunek z wielką siłą i uczuciem... Ktoś tu się zakochuję~! Lepiej już być nie może! Moje ręce zaczęły krążyć pod jego koszulką, a usta zaczęły badać długą szyję. Chłopak jęczał co chwila...
- Eizo... chcesz iść do sypialni? - Zapytałem przerywając swoją wędrówkę. Zerknąłem an niego niewinnie. Chłopak delikatnie kiwnął głową. Wziąłem go na ręce i powędrowałem do sypialni. Po drodze poobijałem się trochę o stołki i inne takie, przeklinając przy tym głośno. Kiedy w końcu dotarłem do łóżka, ułożyłem na nim Eizo, a sam przygniotłem go swoim ciałem. W pokoju panował półmrok. Tylko z niewielkiego okna po prawej stronie docierało delikatne księżycowe światło. Tylko tyle było mi potrzeba, żeby zobaczyć zaróżowioną twarz chłopaka. Usiadłem rozkrokiem na jego biodrach i ściągnąłem z siebie koszulkę. Potem pomogłem ją zdjąć także Eizo. Dalej przestałem już cokolwiek robić. Siedziałem na nim i obserwowałem go. Po co mam się śpieszyć? I tak jest już mój.
- Kagetora... - wyszeptał chłopak.
- Tak? - Spytałem nie zmieniając pozycji. Eizo spojrzał na mnie błagającym wzrokiem.
- Zrób coś... zimno mi.
- Ohh... przepraszam mam cię rozgrzać? - Położyłem się na jego klatce piersiowej. - Może być tak? - Przejechałem palcem po jego brzuchu i dotarłem do spodni. Jedną ręką rozpiąłem pasek i zbadałem wnętrze jego bokserek. Eizo jęknął kiedy dotknąłem jego członka. - A może wolisz tak? - Zapytałem przybliżając usta do jego ucha. Złapał moją twarz w dłonie i zmusił bym na niego spojrzał. Facet już był cały rozpalony. Wpił się w moje usta i złączył swój język z moim. No nieźle... chyba się rozkręcił. W czasie gdy on mieszał naszą ślinę, ja zacząłem pocierać jego członka. Chłopak zaczął dyszeć i zrobił się cały czerwony. Taki słodki widok~!
- Kage... robiłeś to już wcześniej? - zapytał, kiedy oderwałem od siebie nasze usta.
- Co? eee... nie. - Cóż taka była prawda. Z facetem tego nie robiłem, ale z kobietami już mi się zdarzyło. Jednak od dłuższego czasu przestałem się interesować czymkolwiek związanym z seksem. Przestałem mieć taką frajdę jak kiedyś... Laski wskakiwały mi do łózka, przez co nie miałem nawet zabawy z flirtowaniem. Do tego ich ciało powoli przestawało mnie pociągać... ciekawe czemu...? W każdym razie znalazłem sobie nowy obiekt, z którym mogę się pobawić. Chociaż zacząłem zastanawiać się, czy nie zaczynam czuć czegoś więcej... ale pewnie się mylę.
- Ja.. Kageto... dochodzę! - Ciepła biała ciecz rozlała się na jego klatkę piersiową. Zacząłem powoli ją zlizywać. Podgryzałam delikatnie jego sutki i słuchałem jego cichych krzyków. W końcu postanowiłem przestać się bawić. Już od dłuższego czasu byłem w gotowości... Przybliżyłem się do Eizo.
- Na pewno tego chcesz? Bo wiesz... potem nie będzie już odwrotu... - Przecież nie mogę zrobić czegoś czego by nie chciał. Zwłaszcza że też jest facetem... Jestem dla niego zbyt dobry. Zbyt dobry...

niedziela, 10 listopada 2013

Od Eizo: 7. To może jednak chcę..

Boże ja go chyba zabiję! Co on zrobił?! Wiedziałem, że coś odpierdoli, ale, że to?! Co sobie teraz rodzice o mnie myślą… Jak mi spieprzył całe życie to zrobię mu krzywdę, naprawdę.
Odepchnąłem Kagetore od siebie i spojrzałem prosto w oczy rodzicom.
- Mamo, tato… To nie tak, on… On sobie robi głupie żarty…
- Eizo, ale chyba wiemy co widzieliśmy prawda?
Spojrzałem na Jun’a który cały czas się śmiał, teraz będę miał jeszcze gorzej.
- Eizuś dlaczego nie chcesz się do tego przyznać?- niebieskowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Zamknij mordę! Już za dużo powiedziałeś!
- Eizo!- skarciła mnie matka.- Jak ty się odzywasz?! Zachowuj się!
- Tak, mamo.- spuściłem głowę, nie miałem już czym się bronić.
Usłyszałem westchnięcie ojca, zawsze starałem się mu zaimponować, chciałem by był ze mnie dumny, a ten głupek zepsuł to wszystko w jednej chwili.
- Eizo, jesteś moim synem i cię kocham, wiesz o tym prawda?- przytaknąłem ruchem głowy, nadal patrząc się na podłogę.- Dla mnie i dla mamy najważniejsze jest to, byś był szczęśliwy, a jeśli jest ci dobrze z Kagetorą to my to w pełni akceptujemy.
Poczułem że chłopak znów mnie przytula i całuje w szyję.
- Widzisz Eizo? A ty się tak martwiłeś.
Tego było za wiele, odepchnąłem go, nie patrząc na rodziców pobiegłem do przedpokoju, wziąłem kurtkę, kask i wyszedłem trzaskając drzwiami.
Jak ja niby im teraz spojrzę w oczy? Nie wiem czy prawdą było, to co mówił mój tata. Ciężko to określić.
Wiem na pewno, że będę miał teraz jeszcze gorsze życie, nie chodzi mi tu o rodzicach, bo tak czy siak będę im dalej pomagał finansowo, mam na myśli Jun'a. On to wszystko słyszał, śmiał się i pewnie będzie gorzej. 
Wsiadłem na motor, założyłem kask i po prostu pojechałem do domu.
Po głowie cały czas chodziły mi pytania, dlaczego on to zrobił, czy specjalnie chciał mnie poniżyć? Może nie wiedział, że w takiej rodzinie jak moja wieść o tym, że syn jest gejem jest hańbą? 
/Nie tłumacz go./ warknąłem w myślach. /Nie wybaczę mu tego, nie wybaczę na pewno, zacznę już pisać wypowiedzenie./

***

Pojechałem do domu okrężną drogą więc byłem w nim o 15:00. Od razu gdy wszedłem do środka, po rozebraniu się z kurtki usiadłem do laptopa i zabrałem się za pisanie wypowiedzenia. Byłem tak wkurwiony, że nie mogłem sklecić sensownego zdania, pisałem bluzgi i wykrzykniki. Skończyło się na tym, że zamknąłem laptopa z hukiem i poszedłem do kuchni wziąć leki na uspokojenie. Połknąłem dwie pastylki i popiłem szklanką wody. 
Matko jedyna, zaraz oszaleję, on mi rozjebał całe życie, na pewno mu nie wybaczę, na pewno!
Zadzwonił dzwonek do drzwi, odstawiłem mocno szklankę na blat (cud ze nie pękła) i poszedłem je otworzyć.
W wejściu stał uśmiechnięty Kagetora, z moim kaskiem w ręku.
- Spierdalaj.- zabrałem mu kask.- Jutro wyślę twojemu ojcu wypowiedzenie.- chciałem zamknąć drzwi, ale on je zatrzymał. 
- Co ty robisz?! Wyłaź bo zadzwonię na policję! Spieprzyłeś wszystko.
- Już nie przesadzaj, nie są na ciebie źli, wręcz odwrotnie, martwili się czy się nie rozbijesz na tym motorze.
- Nie przesadzam! Nie będę miał teraz życia!
- Jak to nie będziesz?- zamknął drzwi, złapał mnie za nadgarstki, tak mocno, że wypuściłem kask. Przyparł mnie do ściny i pocałował w policzek.- Mogę ci pomóc jak chcesz.
- Nie chce.- próbowałem się wyrwać, ale Kagetora był na prawdę bardzo silny.
Chłopak brutalnie wpił się w moje usta, rozlała się we mnie fala gorąca i myślałem, że zaraz się rozpłynę, przestałem się wyrywać i maksymalnie się rozluźniłem, to na pewno przez te leki.... Pozwoliłem też by jego język wdarł się do moich ust i łapczywie tańczył taniec z moim.
/Może jednak mu wybaczę?/ przemknęło mi przez myśl.
W końcu Kagetora przerwał by nabrać powietrza, zlizał z mojej brody strużkę śliny i uśmiechnął się szeroko.
Na moją twarz wylał się wielki rumieniec, odwróciłem wzrok.
- To może jednak chce twojej pomocy....

Od Kagetory 6. Ranisz...

Jak tylko weszliśmy do mieszkania braciszkowie zaczęli się bić. Przez chwilę może to i było zabawne, ale jak Jun zaczął walić głową Eizo o ścianę, to nie wytrzymałem. Przerwałem ich głupią zabawę.
- Nie bijcie się chociaż dzisiaj... - Jun bez słowa poszedł do salonu, zostawiając nas samych.
- Dziękuję ci. - powiedział Eizo.
- Jasne. A teraz chodź, bo coś tam nieziemsko pachnie. - Weszliśmy do kuchni. Mama Eizo przygotowała jakiś pysznie wyglądający gulasz z mięsem wołowym... Na nasz widok zaprzestała gotowania i podeszła do nas. Najpierw przytuliła się do Eizo...
- A ty jesteś? - Spytała z uśmiechem.
- Kagetora Shiga. - powiedziałem i ucałowałem ją w rękę. - Miło mi poznać. - posłałem jej swój najbardziej uroczy uśmiech. Kobieta lekko się zaczerwieniła i zaśmiała.
- Midori Saito, mi również jest miło. Eizo gdzie ty go ukrywałeś? Taki dżentelmen... - Powróciła do gotowania, a my poszliśmy do salonu. Stół już był przygotowany. Eizo od razu zajął miejsce. Usiadłem obok niego i Juna... może nie będą się dzięki temu bić. Po kilku chwilach do pokoju weszła pani Midori z wielkim garem jedzenia. Eizo chciał wstać i pomóc, ale go uprzedziłem.
- Ja to wezmę. - powiedziałem z uśmiechem. Może i jestem, jaki jestem, ale nikt mi nie może zarzucić, że nie mam dobrych manier... W końcu wszystkie moje macochy szkoliły mnie w tym. Nie pytajcie jaka mordęga to była dla mnie... W każdym razie wiem jak zachowywać się w określonym towarzystwie.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - zapytałem gospodyni.
- Jakbyś mógł? Popilnuj chwilę ziemniaków... Ja pójdę po swojego męża. - Kobieta wyszła z kuchni. sprawdziłem ziemniaki... Na moje oko, został im jeszcze z dwie minuty. Wtedy przyszedł Eizo.
- Nieźle grasz. - Powiedział.
- A co myślałeś, że wszystko zacznę rozwalać? Potrafię się zachować. - warknąłem obrażony. - Pomóż mi z tymi ziemniakami... Nigdy nie zajmowałem się czymś takim... - Chłopak podszedł i zaczął odcedzać ziemniaki do zlewu. Szczerze... nie wychodziło mu to najlepiej... Złapałem go od tyłu i pomogłem.
- Weź łapska! Dam se radę. - Niestety było już za późno. Złapałem jego ręce i pomogłem z utrzymaniem ziemniaków w garnku.
- Ładnie pachniesz wiesz? - powiedziałem wtapiając się w jego ciało. W tym momencie usłyszałem trzask rozbijającego szkła. Przeniosłem wzrok w pobliże drzwi. Stała w nich pani Midori... miała szeroko otwarte oczy, a obok niej leżały szczątki... bodajże szklanki. Gdy zdałem sobie sprawę w czym rzecz odskoczyłem od Eizo i uśmiechnąłem się głupio.
- Pomogę posprzątać... ukucnąłem i zacząłem zbierać potłuczone szkło. Nagle poczułem, że coś mnie podnosi do góry...
- Przestań, pokaleczysz się. - Wyglądał na wyjątkowo spokojnego... Jago matka, pewni w tej chwili uważała go za homo-nie-wiadomo, a on sobie nic z tego nie robił?

***

- Synu... Czy to prawda... to co matka powiedziała? - tak własnie zaczął się wykład Yoshidy Saito, mężczyzny który spłodził Eizo... Staliśmy na środku salonu, przed stołem. Na krześle siedział ojciec, a obok niego stała matka Eizo. Wyglądała na zdruzgotaną, bo obgryzała sobie paznokcie. Po drugiej stronie stołu siedział Jun... a raczej leżał... Prawie pokładał się ze śmiechu. 
- Nie... znaczy prawda, ale to nie tak jak wygląda... Przecież.. No, ale... ja z nim!?- Chłopak  nie wiedział jak się wysłowić... Nie wiem czemu, ale trochę mnie to zabolało... Czemu to niby takie niemożliwe? Lekko mnie zdenerwował... Może czas się zabawić?
- Ranisz Eizuś! - zrobiłem smutną minkę. - Rozmawialiśmy o tym! Może to czas, żeby w końcu o tym powiedzieć!? - Troszkę za bardzo się wydarłem, ale pomińmy to... Zerknąłem na wszystkich zgromadzonych. Wszyscy jakby stanęli w czasie. Yoshida siedział wpatrzony w nas z wyrazem koncentracji w oczach, pani Midori zasłoniła usta ręką, a Jun przykucną na krześle z krzywym uśmiechem. 
- Przestań... o niczym nie rozmawialiśmy. Pogarszasz tylko sprawę. - Eizo schował głowę  dłonie. - To chyba jakiś pieprzony żart. - szepnął tak, że tylko ja to usłyszałem. Ale to jeszcze nie koniec!
- Dobrze... ty nie chcesz... to ja to powiem. - Odchrząknąłem. - Pani Midori, Panie Yoshida, Jun... Ja i Eizo... - Tu złapałem go w pasie i przytuliłem do siebie. - Jesteśmy razem. 
- Co ty pieprzysz!? - Krzyknął na mnie Eizo i zaczął wymachiwać rękami na wszystkie strony. Złapałem jego niezgrabne dłonie, i pocałowałem go przy wszystkich... No, no... To będzie ciekawe!

czwartek, 7 listopada 2013

Od Eizo: 5. Sobota?

Gdy rano się obudziłem, to poczułem czyjś dotyk na moim boku, a poza tym było mi ciepło, nie tak jak zwykle, zwykle budziłem się chłodny, teraz było odwrotnie.
Ktoś za mną leżał i mnie obejmował, byłem tego pewny.
Teraz pytanie kto to i czy od razu atakować czy najpierw zobaczyć co to za osobnik. Muszę jednak przyznać, że ten dotyk był bardzo przyjemny.
A jeśli to ktoś z tych gości z wczorajszej „imprezy”? Która nawiasem mówiąc wkurwiła mnie niemiłosiernie, a jeśli to mój braciszek? Pewnie robi sobie żarty… Po co Kagetora w ogóle go zaprosił? Dostałem tylko po mordzie, chociaż Jun też oberwał…
Wtedy ten ktoś poruszył się i bardziej się we mnie wtulił, przyciskając twarz do mojej szyi, przeszły mi ciarki po plecach, to było takie przyjemne… Ale nie mogę się rozczulać. Odwróciłem lekko głowę i ujrzałem niebieską czuprynę.
Kagetora! Mogłem się kurwa tego spodziewać!
- Kagetora, puść mnie pókim dobry.- warknąłem.
On zamruczał cicho i jeszcze bardziej mnie ścisnął.
- Kagetora!- krzyknąłem.
Wtedy chłopak się chyba obudził, otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie głupkowato.
-  Dzień dobry~! Jak się spało?
- Źle, puść mnie, wiesz co by twój ojciec na to powiedział?
- Co mnie obchodzi mój ojciec?
- Też racja.- mruknąłem i wyplątałem się z jego objęć.
Wstałem i zajrzałem do szafy by coś wybrać. Chłopak rozłożył się na całym łóżku.
- Dla mnie tam możesz zostać w bokserkach.
- Jasne, lecę pędzę.- mruknąłem i poszedłem do łazienki się naszykować.
Potem poszedłem do kuchni, o dziwno panował wszędzie idealny porządek, czyżby… Czyżby Kagetora posprzątał? Zrobił to dla mnie? Nie wierzę.
Postanowiłem mu się jakoś odwdzięczyć, za ten porządek, przyrządziłem śniadanie, sądzę, że naleśniki wystarczą, dla siebie jeszcze zrobiłem mocną kawę, a dla chłopaka kakao, wyglądał mi na takiego który je lubi.
Poszedłem ze śniadaniem do swojej sypialni, nie miałem zwyczaju tam jeść, ale mogę zrobić wyjątek, ten jeden raz…
Niebieskowłosy nadal leżał rozwalony na całym wyrku, a gdy ujrzał naleśniki to wręcz podskoczył z radości. Usiadłem koło niego i zaczęliśmy jeść.
- Żeby nie było to za to, że w moim domu jest porządek.
- Ha! Wiedziałem, że będziesz zadowolony!
- Po co ty w ogóle ich tu sprowadziłeś, co?
- Chciałem żebyś się jakoś rozerwał! Sztywny jesteś jak plastikowe pudełko, chociaż bić się umiesz.
- Nie jestem sztywny!- oburzyłem się.- Umiem się bawić!
- Ta, jasne, kiedy ostatnio byłeś na imprezie? Kiedy miałeś ostatnio dziewczynę, co?
- Ja… Eee… No… Nie miałem na to czasu, byłem zajęty nauką, a potem pracą.
- Wiesz co? Szkoda mi ciebie.- uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Nie wiedziałem za bardzo jak na to zareagować, bardzo mi się to podobało, no bo cóż było przyjemne, ale ja was błagam, to facet! I do tego syn mojego szefa! Przecież tak nie może być!
- Bez takich mi tu.- wytarłem policzek i zacząłem sączyć kawę.
Po zjedzeniu, poszedłem pozmywać, w tym czasie, Kagetora miał się przebrać i na szczęście się przebrał. Trzeba by się było zabrać za pracę prawda? Tylko od czego zacząć? Nauczyć go zarządzania firmą czy może wypytać z matmy, historii czy może zrobić sprawdzian z angielskiego?
No nie… Ja się do tego kompletnie nie nadaję, nie potrafię być niańką!
Nie dałem jednak po sobie poznać że jestem w rozterce usiadłem do biurka, założyłem okulary, bo no cóż, trzeba dbać o wzrok i zacząłem przeglądać papiery. Może przyjdzie mi jakiś pomysł?
Niebieskowłosy zainteresował się tym co robię, zajrzał mi rzez ramię i przeciągle westchnął.
- No wiesz ty co… Nawet w sobotę pracujesz?
- Jaką sobotę?- spojrzałem na niego.- Dzisiaj jest piątek…
- Nie-e, sobota. S-O-B-O-T-A.- wyliterował mi prosto do ucha.
Odruchowo odsunąłem głowę.                         
- Naprawdę jest sobota? A która godzina?
- Jedenasta, a przynajmniej coś koło tego…
- O cholera.- wyjąłem komórkę z kieszeni i upewniłem się, że jest ten dzień i ta godzina.- Musze jechać do rodziców, obiecałem im, że przyjadę na obiad.
- Moogę jechać z tobą?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, naprawdę chce jechać ze mną do rodziców? Serio?! Moja mam się pewnie ucieszy, że mam nowego kolegę, tata też będzie zadowolony, Jun będzie się śmiał, tak jak zwykle i na pewno mi przyłoży.
Ale z drugiej strony to może być dobra lekcja dla Kagetory, może jak zobaczy jak żyją nie bogaci ludzie to może odklei mu się jakaś klapka czy coś i zmądrzeje?
- No dobra… Chodźmy.
Poszliśmy do przedpokoju i ubraliśmy buty i kurtki, wyjąłem z szafki dwa kaski i jeden podałem chłopakowi.
- nie wiedziałem, że masz motor.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- uśmiechnąłem się i wyszliśmy.

Nie jechaliśmy długo, przez całą drogę Kagetora przytulał się do mnie jak najmocniej umiał, w pewnym momencie nie mogłem oddychać, on jest naprawdę silny!
Wdrapaliśmy się na czwarte piętro i stanęliśmy przed drzwiami mojego byłego miejsca zamieszkania i obecnego moich rodziców… I Jun’a (oby go nie było w domu).
- Zachowuj się, błagam cię.- i otworzyłem drzwi kluczem.
Weszliśmy do przedpokoju i zaczęliśmy się rozbierać.
- Cześć mamo!- krzyknąłem.- Przyprowadziłem kogoś ze sobą.
- To cudownie Eizo!- mama odkrzyknęła z kuchni z której leciał przyjemny zapach.
Na razie odbyło się bez bójki i Jun'a chyba nie było w domu, tak myślałem dopóki nie dostałem w tył głowy. Poleciałem do przodu i wyrżnąłem na podłogę.
- Witaj kurduplu!
- Zamknij się Jun, idź jakąś dziwkę wyrwać, albo sam sobie idź zarobić w burdelu.
- A myślałem, że to twoja robota!- zaśmiał się i wylądował na podłodze, bo podciąłem mi nogi.
- Ah jaka braterska miłość jest piękna.- Kagetora westchnął.
- To nie miłość, to nienawiść.- stwierdziłem, podniosłem się i kopnąłem blondyna najpierw w brzuch a potem w twarz.
Otrzepałem ręce i pokazałem gdzie iść niebieskowłosemu, już ruszałem za nim gdy brat złapał mnie za włosy i zaczął uderzać moją głowa o ścianę.
- Jun zostaw go!- najpierw myślałem, że to mama, ale potem, gdy zostałem uwolniony okazało się, że to Kagetora.- Nie bijcie się chociaż dzisiaj.
Jun popchnął mnie do tyłu i bez słowa ruszył do salonu. Roztarłem dłonią obolałe miejsce i uśmiechnąłem się czuło do Kagetory.
- Dziękuję ci.- naprawdę byłem mu wdzięczny.
Czy… Czy ja go lubię? Tak wiecie… Lubię, że lubię…

środa, 6 listopada 2013

Od Kagetory 4. Może się zabawimy?

Gdy tylko otworzył mi drzwi, to wiedziałem, że jest wkurzony... Zapytał się po co przyszedłem. W sumie to sam nie wiedziałem po co, ale czy to ważne? Najważniejsze, że byłem, ne? Eizo stał przede mną w samych bokserkach. Dopiero co się poznaliśmy, a ja już go widzę tak roznegliżowanego... Pysznieee!!
- Lepiej idź się przebrać... - Wszedłem do środka. Eizo poszedł się przebrać do pokoju. W tym czasie musiałem po cichu wszystkich wprowadzić... Kiedy niańka wrócił do nas był w ciężkim szoku. I o to chodziło! Wszyscy się z nim przywitali  i zaczęli rozpakowywać jedzenie, które przywieźli. Ktoś włączył głośno muzykę. Przez ten czas Eizo patrzył się na mnie wrogo. W końcu podszedł do mnie, złapał za rękę i poprowadził do swojego pokoju. 
- Co to ma znaczyć!? - Krzyknął gdy tylko zostaliśmy sami.
- Spokojnie! Wiem, że wolałbyś żebyśmy byli teraz sami... ale obiecałem ludziom imprezę, więc przyszliśmy cię trochę rozerwać! 
- O 2 w nocy!? Pojebało cię! A poza tym to czemu nie poszedłeś zrobić imprezy w swoim mieszkaniu!? - Był wkurzony... Ale wyglądał tak słodko z czerwoną ze złości twarzą! Taki mały buraczek! 
- No bo tak ładnie posprzątałeś! Nie chciałem marnować twojej ciężkiej pracy! - Zrobiłem smutną minkę i kocie oczka. Już chciał krzyczeć dalej, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi frontowych. 
- Ohohho! To pewnie gość specjalny~! - Wyskoczyłem z pokoju i od razu otworzyłem drzwi frontowe. Przede mną stanął wysoki niebieskooki blondyn. Uśmiechnął się do mnie i podniósł w górę dwie siatki z paroma sześciopakami w środku. 
- Siema Jun! Jak leci! - Zaśmiałem się i odebrałem od niego ciężkie siatki.
- Czy to ważne? Gdzie mój braciszek!? Nadal nie mogę uwierzyć, że pozwolił ci tu zrobić imprezę! - Poszedłem w stronę kuchni i położyłem piwo na blacie. Jun szedł za mną i coś tam gadał... nie słyszałem go przez coraz głośniejszą muzykę. gdy wróciliśmy do salonu, to Eizo kazał wszystkim wracać. Nikt go nie słuchał... Biedak nie miał siły przebicia... Kidy zobaczył Jun'a od razu zaczął iść w naszą stronę. Bracia zaczęli na siebie krzyczeć, a potem się bić. Jako pierwszy dostał niańka. Brat nie potraktował go z ulgą, bo chłopak skulił się od mocnego ciosu w brzuch. Po chwili jednak doszedł do siebie i walną głową Jun'a o najbliższą ścianę... chłopak zaczął kręcić się w miejscu i osuną się trochę na podłogę. Z klęczek podciął Eizo, tak, że on też znalazł się na ziemi. Patrzyłem na tę scenę z uśmiechem na ustach... Zawsze chciałem mieć brata, z którym mógłbym się bić. No cóż... brata nie miałem, ale za to Bóg obdarzył mnie kochającą siostrą... narzekać nie mam na co. Walka pomiędzy braćmi nie miała końca. W końcu mi się to znudziło i podszedłem do nich.
- Jun! Nie rób już krzywdy Eizo! - Zacząłem. Przytuliłem niańkę od tyłu i położyłem swój podbródek na jego ramieniu. - Chce się jeszcze nim trochę pobawić... - Uśmiechnąłem się i polizałem chłopaka w ucho. Ten się wzdrygnął i odepchnął mnie od siebie. 
- Jak chcesz... - Jun machnął ręką i poszedł do innych. Zaczął tańczyć i od razu przygruchał sobie jakąś partnerkę. Eizo wściekły odszedł i trzasnął drzwiami od swojego pokoju... Ni chciałem go, aż tak zezłościć... Myślałem, że uda mi się go trochę wkręcić do towarzystwa. Był taki sztywny... Zupełne przeciwieństwo tego przygłupa Jun'a... aż strach pomyśleć, że są mają tą samą krew w żyłach. Westchnąłem i zacząłem wyrzucać wszystkich z mieszkania. Nie mogłem robić czegoś takiego wbrew gospodarzowi, prawda? Parę osób sprzeciwiało się wyjścia, ale wystarczył jeden mocny cis w krocze aby sobie poszli... Zwłaszcza jun nie chciał jeszcze iść. Przekonałem go jednak, że jego brat musi się wyspać... o dziwo uległ i po chwili, nie było po wszystkich śladu. Wyłączyłem muzykę i zacząłem sprzątać po gościach. Dwadzieścia minut, a oni już zdążyli zrobić burdel... Porządki skończyłem godzinę później. Nie jest to moja dobra strona, więc zajęło mi to duuuużo dłużej niż powinno. Na zegarku była 3:15. Przydało by się wyspać nie... O tej porze nie opłacało mi się wracać do domu, więc postanowiłem zostać u Eizo. Niestety w salonie była zbyt mała kanapa, bym mógł się na niej zmieścić... cholerne metr dziewięćdziesiąt trzy... Lekko uchyliłem drzwi od pokoju Eizo. Chłopak spał. Miał dość dużo łózko, więc delikatnie wsunąłem się na miejsce obok niego. Materac był tak wygodny, że zasnąłem chwilę później... Śniło mi się, że Eizo ma na sobie fartuszek i robił mi śniadanie...

sobota, 2 listopada 2013

Od Eizo: 3. Ciężki dzień.

- Przepraszam cię panienko, naleśniki pewnie były pyszne, lecz muszę nauczyć pani brata samodzielności.- powiedziałem przepraszająco w stronę Hime.
Dziewczyna zachichotała poklepała mnie po ramieniu.
- Rozumiem i nic się nie stało, muszę już lecieć, Kagtora nie zrób mu nic złego, słodki jest.
Odprowadziłem dziewczynę do drzwi i zamknąłem za nią. Potem pomaszerowałem do kuchni, ten chłopak chciał mnie złamać, ale nie pójdzie mu tak łatwo, wychowywałem się z takim kolesiem jak on, więc jestem przyzwyczajony. Kiedyś mój brat wrócił pijany do domu i zaczął się do mnie dobierać… Najgorsze było to, że rodziców nie było w domu i całą noc przesiedziałem zamknięty w łazience. Miałem wtedy 15 lat i nie umiałem się jeszcze bronić. Teraz bym mu pewnie skopał dupę i to porządne.
Spojrzałem na chłopaka, który chyba zaczął czuć do mnie nienawiść.
- Sam naucz sobie robić śniadanie, potem pomogę ci sprzątać mieszkanie.
- Chyba sobie żartujesz.
Podszedłem do lodówki i otworzyłem ją, świeciła pustkami, a nie, przepraszam, były dwie parówki i ketchup. Wyjąłem to i położyłem mu przed nosem.
- Zagrzej to sobie, chyba umiesz prawda?
- Oczywiście, że umiem!- warknął i zgarnął parówki w rękę.- Ale wolę zimne.
- Jasne.- mruknąłem i poszedłem do jego sypialni.
Postanowiłem najpierw uprzątnąć ten pokój, panował tu istny burdel. Czyste ciuchy były wymieszane z brudnymi i do tego porozwalane po całym pomieszczeniu. Na szafkach tworzyła się chyba piąta warstwa kurzu, kwiatki zaczęły usychać, a to co jest pod, i za łóżkiem, to pewnie Puszka Pandory. Zacząłem ścielić łóżko, zwykle gdy ktoś mnie zatrudniał to zajmowałem się jego sprawami firmy, a nie życiem osobistym, ale praca to praca, ważne, że mi zapłacą. Nagle poczułem, że ktoś mnie łapie za biodra od tyłu.
- Kagetora, zostaw mnie.- mruknąłem.
On jednak nie przestawał, czy on na serio chce mnie tak wykurzyć? Życzę powodzenia… Jego ręce zaczęły wędrować wyżej, tego było już za wiele, momentalnie się odwróciłem, złapałem go za rękę i wygiąłem tak, że wylądował na kolanach.
- Ała! Delikatniej Naniu.
- Nie dotykaj mnie gdy sobie tego nie życzę.- puściłem go.- Teraz pomóż mi sprzątać.
Niebieskowłosy podniósł się i otrzepał.
- Co niby mam robić?
- Odsuń łóżko, chyba, że nie potrafisz.
Zrobił zdeterminowaną minę i jednym ruchem odsunął łóżko, chciał mi chyba tym pokazać, że jest ode mnie silniejszy i w ogóle, wiem tyle, że jest na pewno większy, ale ja chyba jestem troszkę brutalniejszy. Spojrzałem za łóżko i aż chciał mi się rzygać, leżała tam chyba miesięczna pizza, bielizna zapewne jakiejś dziwki, zdechła mysz, skarpetki, kurz i jeszcze parę innych rzeczy.
- Sądzę, że trzeba wziąć odkurzacz i mop i może jakież rękawice…
- To sobie sam to rób knypku.
Spiorunowałem go wzrokiem, nikt mnie nie będzie nazywał knypkiem.
- Zabierz się za podlewanie kwiatków i ścieranie kurzy.
Zrobił to ale od niechcenia i nieporządnie, woda się wszędzie porozlewała, po szafkach tylko raz przejechał suchą ścierką. Potem położył się na kanapie i zaczął oglądać telewizję. Nie miałem zamiar go więcej prosić o pomoc, nawet gdyby pomógł to zrobiłby to nieporządnie, a poza tym była szansa, że znów zacząłby się do mnie dobierać. Posprzątałem cały jego dom, żeby upaść do takiego poziomu trzeba być tylko mną…
Wyrzuciłem wszystkie ścierki bo były tak brudne, że wypranie by nie pomogło, nie było jeszcze idealnie czysto, ale na pewno było o wiele lepiej. Stanąłem przed telewizorem zasłaniając Kagetorze widok.
- Ej! Suń dupę!
- Na dziś już skończyłem, przyjadę jutro i ma tu być porządek.
- Idź i nie wracaj!
Zaśmiałem się i poszedłem ubrać, wziąłem kask i przed drzwiami zawołałem.
- Zamknij za mną drzwi!
Usłyszałem jakieś mamrotanie i wyszedłem, o matko… To będzie męcząca praca, a dzisiaj muszę jeszcze załatwić parę spraw. Założyłem kask na głowę i wsiadłem na motor. Odpaliłem silnik i pojechałem prosto do mieszkania rodziców.

Zadzwoniłem do drzwi, bo tym razem zapomniałem kluczy. Otworzył mi mój kochany braciszek Jun, który był jak kleszcz na majątku mojego ojca i matki.
- Oooo knypek, po coś przylazł?
- Przepuść mnie dziwkarzu, przyszedłem do rodziców.
- Tak się do mnie odzywasz? Sam jesteś jak dziwka.
Prychnąłem, jego wypowiedzi były pozbawione logiki, co sprawiało, że aż mi się chciało śmiać. Przepchnąłem się obok niego, Jun podstawił mi nogę, ale zrobiłem większego kroka i uniknąłem upadku. Niestety ten debil mnie popchnął i poleciałem na ścianę uderzając nią głową.
- Pieprzony sadysta.- potarłem obolałe miejsce i rozebrałem się.- Lubisz się nade mną znęcać, co kurzy móżdżku?
- Ależ oczywiście pluskwo.- uderzył mnie w tył głowy, oddałem mu ciosem w brzuch tak, że zgiął się z bólu.- Teraz to nie żyjesz!
Chciałem go kopnąć w twarz, ale złapał mnie za nogę i mocno pociągnął, tak że wylądowałem na podłodze, myślicie sobie pewnie dlaczego my się tak bijemy, albo, że to nie na poważnie. Albowiem to jest na serio, od najmłodszych lat robiliśmy sobie krzywdę, oczywiście ja częściej cierpiałem. Jun nigdy nie miał dla mnie litości, kiedyś złamał mi rękę zrzucając mnie z drzewa.
Teraz gdy ja byłem na glebie, on się na mnie położył i złapał mnie za szyję.
- Dzieci! Przestańcie! Ale już! – mam wleciała do przedpokoju.
Jun niechętnie ale mnie puścił, podniosłem się, otrzepałem i uśmiechnąłem.
- Cześć mamo, wpadłem tylko na chwilę, mam coś dla was.
Poszedłem do salonu gdzie tata czytał książkę, usiadłem na kanapie, mama wytarła ręce w ścierkę, bo pewnie zmywała naczynia i usiadła obok mnie. Wyjąłem z kieszeni pieniądze i położyłem na stoliku.
- To dla was, całe 10 tysięcy.
- Eizo, nie wygłupiaj się, nie chcemy twoich pieniędzy.- tata odłożył książkę.
- Ale tato, ja chce je wam dać, spłaćcie nimi raty kredytu, niedługo przyniosę więcej.
- Ty dobre dziecko jesteś.- mama pogłaskała mnie po głowie.- Chcesz coś do jedzenia?
- Nie mamo, muszę już lecieć, w sobotę przyjadę na obiad.
- Dobrze skarbie.- cmoknęła mnie w policzek.
Podniosłem się, pożegnałem i wyszedłem, uwielbiam sprawiać moim rodzicom radość.

W domu od razu poszedłem pod prysznic i potem położyłem się do łóżka, ten dzień był bardzo męczący, nie tylko fizycznie, ale też psychicznie, najgorsze jest to, że do pierwszej w nocy nie mogłem zasnąć, cały czas myślałem o wszystkim, nawet o Kagetorze…
Potem gdy w końcu udało mi się dopłynąć, to o drugiej obudził mnie dzwonek do drzwi.
Podniosłem się i zacząłem kląć. Otworzyłem drzwi i nie patrząc kto to jest zacząłem drzeć się po rosyjsku:
- Czy ty wiesz która jest kurwa godzina?! Pojebało cię?!
- Co? Możesz po ludzku?- to był Kagetora.
- Po coś tu przylazł o drugiej w nocy?- warknąłem

piątek, 1 listopada 2013

Od Kagetory: 2. Nowa sprzątaczka.

Miałam bardzo dobrą rozgrywkę, kiedy przerwał mi dzwonek do drzwi. ~Jeśli to nie koleś z darmową pizzą, to się wkurzę~ pomyślałem. Rzuciłem joystick na kanapę i poszedłem otworzyć. Przede mną  stał jakiś koleś... Przedstawił się i w ogóle. Obejrzałem go dokładnie. Nie, nie miał pizzy. 
Zamknąłem mu drzwi przed nosem i wróciłem do gry. Niestety facet nie dał się tak łatwo zbyć... Dzwonek dzwonił mi cały czas w uszach. Próbowałem go zignorować, ale się po prostu nie dało... a nic nie wskazywało na to, że nieznajomy miałby sobie pójść. Wściekły poszedłem znowu otworzyć drzwi. 
- Czego!? - Warknąłem na powitanie. Koleś wysłał mi taki wzrok jakby chciał mnie zabić. Zdziwiłem się z lekka... szczerze to wyglądał na taką ciotę... i no tego... Przecisnął się obok mnie i wlazł do mieszkania. - Hej! Hej! Czekaj! Kim ty jesteś! 
- Już mówiłem nazywam się Eizo Saito. - Odparł na pozór spokojnie.
- Aha... wiesz nic mi to nie mówi, więc wypad. - Powiedziałem z takim samym spokojem. Chłopak zamiast mnie posłuchać zaczął się rozbierać z kurtki i butów. Zignorował mnie zupełnie. Zaczął rozglądać się po mieszkaniu... najpierw posprzątał moje ubrania, potem pozmywał naczynia... W końcu przestałem się nim przejmować. Pewnie to jakaś kolejna sprzątaczka wynajęta przez mojego ojca. Staruszek musiał się czegoś nauczył bo tym razem przysłał faceta. Nie pytajcie co robiłem z tymi biednymi ślicznotkami... na końcu zawsze uciekały z krzykiem... zabawne. Wróciłem do gry. Znajomi nieźle się wkurzyli, że tak zniknąłem, bo przez to przegraliśmy, ale trudno... w końcu to tylko gra, nic więcej. Zaczęliśmy nową rozgrywkę. Szło nam całkiem dobrze, mieliśmy przewagę 10 ludzi dopóki... dopóki moja nowa sprzątaczka nie odłączyła mi kabla od Xbox'a.
- Ej! Co jest! - Krzyknąłem. Facet spojrzał na mnie i pomachał sobie kablem przed oczami.
- Od teraz nie ma grania. - Powiedział.
- A ty co moja niańka!? 
- Właściwie to tak... Twój ojciec mnie zatrudnił, żeby cię troszkę... hmmm... utemperował. - Spojrzałem na niego i wyciągnąłem z kieszeni telefon. Od razu zadzwoniłam do ojca. Oczywiście był to prawda... Stary pierdziel wymyślił sobie kolejną głupotę... Rozłączyłem się ze śmiechem. Ale będzie zabawa!
- No zobaczymy... - Wstałem i podszedłem do Sprzątaczki. Zbliżyłem się do niego na tyle bym mógł przyszpilić go do ściany. 
- Ciekawe jak szybko wymiękniesz... - Powiedziałem kładąc rękę na ścianie na wysokości jego bioder, jednocześnie uniemożliwiając mu ucieczkę. Facet stał niewzruszony ze wzrokiem wbitym w moje oczy. Podniósł rękę i dotknął moich włosów. 
- Nooo... farbować włosów też już nie będziesz. - Uhuhuhu... może być ciężko! Co oznacza większą satysfakcje jak w końcu się złamie... Postanowiłem wrzucić go od razu na głęboką wodę. Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej. Nasze twarze i ... usta, dzieliły centymetry. 
- Co ty robisz!? - Krzyknął Eizo. W jego oczach zobaczyłem zdziwienie z nutką przerażenia. Pięknie! Uśmiechnąłem się do niego. Już czułem no swoich wargach jego przyspieszony oddech. Właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłem głowę w ich stronę.
- Braciszku!! Jesteś tam!! - Zapytał słodki głosik mojej idealnej siostrzyczki. Mógłbym ją zignorować, ale to była jedyna osoba w mojej rodzinie, która mnie nie, nienawidziła... ba!... nawet kochała! 
- Cholera... - Szepnąłem tylko i uwolniłem Chłopaka. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Powitał mnie ciepły uśmiech Hime-chan. Dziewczyna od razu rzuciła mi się na szyję. Może i była młodsza, ale można powiedzieć, że to ona mnie niańczyła, zamiast ja jej... Od małego wiedziała co dobre, a co złe. 
- Dobra! Dobra! Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale bez przesady. - Powiedziałem z uśmiechem. Siostra odkleiła się ode mnie i podała mi jakiś pakunek. 
- Co to? 
- Prezent z Brazylii, a no i mam jeszcze śniadanie! - Powiedziała pokazując mi drogi pakunek, który trzymała w ręku. Zaczęła iść w stronę kuchni. Zatrzymała się w połowie drogi i wskazała na faceta, który bez wzruszenia ścierał kurze z szafek.
- Kto to? - Spytała. W tym samym momencie podszedł do niej Eizo i się przedstawił... w dość dziwny sposób.
- Witaj. Jestem Eizo Saito... Będę się opiekował twoim braciszkiem - Powiedział i pocałował moją siostrę w rękę. Dziewczyna zachichotała i zarumieniła się. Wyrwałem jej dłoń z łapsk niańki.
- Nie całuj jej! Jeszcze się czymś zarazi biedna... - Eizo posłał mi kolejne mordercze spojrzenia, a ja pokazałem mu język. Poszedłem razem z Hime-chan do kuchni i patrzyłem jak przyrządza mi śniadanko. Dzisiaj były naleśniki brytyjskie z musem winogronowym. Pycha!! Oczywiście jak już chciałem zacząć jeść to ten knypek zabrał mi talerz z przed nosa a jego zawartość wyrzucił do śmieci...
- Co znowu!? - Spytałem żałośnie. 

Od Eizo: 1. Mam być niańką?

Uh jak chłodno, nie spodziewałem się, że aż tak zmarznę, więc założyłem tylko, czarny płaszcz, na szczęście zbliżałem się już do firmy pana Hayato. Schowałem ręce do kieszeni i skuliłem się gdy zawiał wiatr, nigdy więcej nie ubiorę się tak lekko w jesień, po prostu nigdy.
Gdy w końcu wszedłem do budynku firmy to poczułem ulgę, a zwołasz wtedy gdy po otwarciu drzwi buchnęło we mnie ciepłe powietrze. Roztarłem dłonie i podszedłem do lady za którą stały dwie recepcjonistki, obydwie były uśmiechnięte od ucha do ucha, aż się żyć chciało, z drugiej strony, ciekawe ile im płacą by były takie optymistyczne.
- Dzień dobry, w czym możemy pomóc?- odezwała się ładna i wysoka brunetka.
- Witam, nazywam się Eizo Saito, byłem dziś umówiony z panem Hayato.
Dziewczyna, postukała trochę w klawiaturę komputera i znów zwróciła na mnie wzrok.
- Zgadza się, biuro szefa jest na 11 piętrze.
Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w stronę widny, z tego co wyczytałem w Internecie to całe 11 piętro jest jego jednym wielkim biurem z kilkoma pokojami.
Gdy jechałem windą na górę to zastanawiałem się ile będzie mi płacił i co w ogóle będę miał robić, tylko ja z mojej całej rodziny osiągnąłem taki sukces, stałem się nawet lepszy od mojego ojca, chociaż ja nie umiałbym tak jak on nauczać na studiach, to by było zbyt stresujące, nie tylko dla mnie, ale też dla studentów. Byłbym chyba najbardziej nie lubianym belfrem w całej szkole.
Wyszedłem z windy i ruszyłem w stornę drzwi na których była plakietka „Boss”, ciekawe po co mu te pozostałe pomieszczenia… Zapukałem do drzwi i po usłyszeniu, przytłumionego „proszę”, wszedłem do środka.
- Witam Pana, Panie Hayato.- uśmiechnąłem się wchodząc do gabinetu.
- Witaj Eizo, dobrze, że jesteś, siadaj.
Usiadłem na skórzanym fotelu, który stał przed wielkim dębowym biurkiem. Mężczyzna nie wyglądał na swój wiek, miałem wrażenie, że na pewno był po jakiejś operacji, ale wolałem w to nie wnikać, wiedziałem na pewno, ze farbuje włosy, by nie mieć siwych, moi rodzice też tak robią, chociaż mój ojciec nie tak często jak mama.
- Przejdźmy do rzeczy.- zaczął.- Słyszałem o tobie bardzo dużo dobrych opinii i chcę cię zatrudnić do pomocy.
Zdziwiłem się, taki ktoś jak Hayato Shiga, chce mnie zatrudnić? Niby po co? Przecież on już osiągnał sukces i bardzo dobrze sobie radził, a ja jestem doradcą, ja pomagam wejść na szczyt.
- No cóż… A mógłbym wiedzieć co dokładnie miałbym zrobić?
- Zająć się moim synem, jest spadkobiercą firmy i zachowuje się jak niewychowany gówniarz, chcę byś go naprostował.
- Czyli mam być niańką tak?
- Można to tak nazwać.- zaśmiał się.- Zgadzasz się? Będę ci sporo płacił. Zgadzasz się?
Zamyśliłem się na chwilę, to jest praca na dłużej… A przyda mi się  napływ gotówki, chociaż nie narzekałem na jej brak, może oddam trochę rodzicom? Może na pewno, wiele im zawdzięczam.
Mam silny charakter, poradzę sobie.
- Zgadzam się.
- Dobrze, wspaniale, mój syna to Kategora Shiga, wieczorem wyślę ci na meila jego adres, staw się u niego jutro z samego rana.
Przytaknąłem, wstałem i po prostu wyszedłem, zjechałem windą na ostatnie piętro i nie zerkając na recepcjonistki wyszedłem z budynku.
Cholera… Znowu zimno… Dlaczego zaparkowałem ten motor tak daleko?  A no tak… Bo bliżej nie było miejsca.
W końcu doszedłem do czarnej maszyny i wsiadłem na nią, znowu nie miałem kasku… Na takie spotkania nigdy go nie zakładam, sam nie wiem dlaczego. Odpaliłem silnik i jeszcze bardziej marznąc pojechałem do domu.

***

Rano pojechałem pod wskazany adres, teraz oczywiście miałem kask i byłem trochę luźniej (i cieplej) ubrany. Chłopak mieszkał w bogatej dzielnicy, w bloku, w którym są same apartamentowce i budynek ma własny parking, a także jest cały ogrodzony. Wszedłem na teren i by drzwi wejściowe się otworzyły wpisałem kod domofonu który podał mi Pan Hayato. Wdraałem się na trzecie piętro i zapukałem w odpowiednie drzwi.
Otworzył mi chłopak w moim wieku, był ode mnie wyższy i widać, że oderwałem go od jakiejś ważnej dla niego rzeczy. Najdziwniejsze były jego włosy, były niebieskie… Oby nie był podobny do mojego brata Juna…
- Witam, jestem Eizo Saito.